Pomimo apeli o rozsądek i przestrzeganie zasad bezpieczeństwa podczas wypoczynku nad wodą, rokrocznie kilkaset osób ginie wskutek utonięcia. Liczby ofiar zamiast maleć – rosną.
Wydawać by się mogło, że współcześnie, gdy na każdym kroku mamy dostęp do informacji, powinniśmy być bardziej świadomi czyhających wokół zagrożeń i wiedzieć, jak ich unikać. Niestety wcale tak nie jest. Martwi to tym bardziej, że choć media, we współpracy z policją i WOPR, przypominają o elementarnych zasadach zachowania nad wodą, to liczba tragicznych wypadków wciąż jest wysoka, a ich przyczyny i okoliczności od lat pozostają prawie niezmienne!
Przypatrzmy się, jak wypadkowość nad wodą kształtowała się w ciągu ostatnich lat.
W 1998 roku odnotowano 892 wypadków utonięć (826 osoby utonęły, 190 uratowano). W tej grupie znalazło się aż 701 mężczyzn. Większość ofiar miała od 31 do 50 lat (298 osób) lub powyżej 50 lat (202 osoby). Alkohol był przyczyną 263 utonięć. Do zdarzeń najczęściej dochodziło nad rzekami (307) i jeziorami (172), głównie w miastach (516). Wypadkom najczęściej ulegały osoby, które nad wodą przebywały w towarzystwie (326). W większości przypadków nie udało się ustalić bezpośrednich okoliczności zdarzeń, ale wielu poniosło śmierć na skutek niezachowania ostrożności (103) i podczas ratowania innych (138). Aż 723 wypadki wydarzyły się na terenie nieobsługiwanym przez policję wodną.
Coraz powszechniejszy Internet – a zatem szerszy dostęp do informacji – i coraz większa liczba rozmaitych kampanii medialnych, powinny przyczynić się do zmniejszenia wypadkowości w kolejnych latach. Niestety, okazuje się, że w 2000 r. w Polsce doszło do 658 tonięć (525 zgonów), w 2001 – do 709 (675 ofiar śmiertelnych), w 2002 r. – aż do 842 (741 ofiar). W 2003 r. było bardzo podobnie, bo zanotowano 836 wypadków (661 zatonięć śmiertelnych), rok 2004 wcale nie był lepszy, bo w 707 wypadkach śmierć poniosły 564 osoby, a w 2005 r. na 706 tonięć 583 zakończyły się tragiczną śmiercią. Z drobnymi wahnięciami statystyki są bardzo podobne do tych z 1998 r. Niemal identyczne są także okoliczności, miejsca, przyczyny, stan trzeźwości i wiek ofiar.
Sytuacja niewiele zmieniała się również w następnych latach. Dopiero w 2010 r. coś drgnęło, bo w czasie wakacji doszło do „jedynie” 472 tonięć, wskutek których zmarło 369 osób. Już wydawało się, że Polacy nareszcie podeszli do przebywania nad wodą rozważnie i zatroszczyli o własne bezpieczeństwo. Potwierdził to kolejny, stosunkowo dobry 2011 rok, kiedy w 464 wypadkach zginęło 396 osób. To nadal zbyt dużo niepotrzebnych ludzkich dramatów, ale można było mieć nadzieję, że ten spadkowy trend się utrzyma.
Nadzieje te okazały się jednak płonne, bo w 2013 r. na terenie Polski zgłoszono aż 760 wypadków tonięcia, które w olbrzymiej liczbie 709 okazały się śmiertelne. Ten rok, podobnie jak poprzednie, był tragiczny dla osób powyżej 50 r.ż. – 285 z nich zmarło. Śmierć nad wodą czekała jednak i na młodszych: zmarło 178 osób przedziale wiekowym 31-50 lat oraz 115 w wieku 19-30 lat. Rzeki zabrały życie 203 osobom, a jeziora – 132. Do najczęstszych okoliczności wypadków utonięcia zaliczono, na pierwszym miejscu, kąpiel w miejscu niestrzeżonym przez ratowników, ale dopuszczonym do użytku (128 ofiar), kąpiel w miejscu zabronionym, nieostrożność podczas kąpieli i plażowania, ale również nieostrożność podczas łowienia ryb. W 156 przypadkach ofiary znajdowały się w stanie nietrzeźwości.
Wstępne dane za 2015 r. mówią o 367 wypadkach tonięcia, z kolei w czerwcu 2016 r. doszło dotychczas do 35 utonięć (stan na 18.06.2016 r.).
Wydawać by się mogło, że do przeważającej większości wypadków dochodzi na Mazurach, słynących z pięknych jezior. Tymczasem od lat najwięcej wypadków nad wodą zdarza się w województwie Mazowieckim (w 2013 r. było to 97 przypadków). Do utonięć, również niemal bez zmian od wielu lat, dochodzi w soboty, a przede wszystkim w niedziele (149 ofiar w 2013 r.), w godzinach 12.00-18.00 (256 ofiar), a zatem w dni wolne od pracy, w czasie, kiedy panuje największy upał. Wysokie temperatury, wysiłek fizyczny, brak optymalnego nawodnienia lub gaszenie pragnienia napojami alkoholowymi, brawura, lekkomyślność – to wszystko może prowadzić do wielkiej tragedii.
Czy stoją za tym przyzwyczajenia, których nie możemy się od lat wyzbyć? Czy dopiero, kiedy cudem unikniemy śmierci albo ktoś z naszych bliskich lub znajomych ulegnie wypadkowi, idziemy po rozum do głowy? Dlaczego bagatelizujemy ostrzeżenia i dajemy się ponieść ulotnej chwili? Pytania można mnożyć, ale jedno jest pewne: latem, w dni wolne od nauki i pracy, kiedy możemy na chwilę nie myśleć o codziennych troskach i obowiązkach, przestajemy też myśleć… rozsądnie.
– W wakacje łatwo udziela się nam beztroski nastrój. Na fali wodnej przyjemności, miłej zabawy, relaksu, zapominamy o tym, co ważne: zdrowiu i życiu naszym i bliskich nam osób. Rozwaga przychodzi, kiedy bywa już za późno na ratowanie sytuacji – mówi radca prawny Artur Klimkiewicz, którego kancelaria niejednokrotnie pomagała wywalczyć należne odszkodowanie, zadośćuczynienie i rentę poszkodowanym w wypadkach nad wodą lub rodzinom, którym woda zabrała najbliższych. Jak wskazuje mecenas Klimkiewicz, w wielu przypadkach ubezpieczyciel zaniża kwotę odszkodowania, jeżeli przyczyną wypadku był np. alkohol. – Zdarza się, że rodzina człowieka, który utonął po wypiciu zaledwie butelki piwa, zostaje całkowicie bez środków do życia. To trudne sytuacje, w których rozwiązaniu profesjonalna pomoc prawna bywa po prostu konieczna – dodaje.
Jak w rozmowie z PAP w 2014 r. powiedziała Anna Fic, rzeczniczka warmińsko-mazurskiej policji, od lat prowadzone są wakacyjne akcje nawołujące do dbania o bezpieczeństwo nad wodą. W miastach zawisają trafiające do świadomości plakaty i bilboardy, w telewizji i radiu puszczane są spoty różnorodnych kampanii na rzecz bezpieczeństwa, w internecie i prasie możemy także przeczytać poradniki. Z pewnością pozostają one nie bez wpływu na świadomość w zakresie bezpieczeństwa wodnego, ale czasami za wypadkami stoją… przypadki, nieszczęśliwe zbiegi okoliczności, a nie wyłącznie bezmyślność czy nietrzeźwość.
„Alkohol, wysoka temperatura, brak kapoku na plecach na pewno robią swoje w takiej sytuacji. Zmniejszają nasze szanse do zera. Woda jest nieubłagana, to żywioł” – mówiła w spocie kampanii z 2014 r. „Zobacz. Przeżyj” Anna Tokarska, której partner wypadł na burtę łodzi podczas rejsu po jeziorze Roś i utonął.
Źródło danych: Krajowy System Informacji Policji